Lot do Toronto trwał mniej więcej tyle ile zapowiadano, także opóźnień nie było. Skład samolotu - praktycznie same polaczki lecące do Kanady. Tak narzekającego towarzystwa to dawno nie widziałem ... Na szczęście szczęśliwym zbiegiem okoliczności wylądowałem pod oknem (mimo, że miałem gdzie indziej miejsce), a obok mnie siadła bardzo sympatyczna Pani od 31 lat mieszkająca w Toronto.
Pierwszy lot w życiu dostarczył mi mnóstwaaaa wrażeń. Start - niesamowita sprawa, widok oddalających się budynków i małych ludzików wydawał się strasznie nierealny. Wszystko wyglądało jak jedna wielka makieta. Przy lądowaniu było jeszcze lepiej, przepiękne widoki Kanadyjskich pustkowi, z kolorowymi drzewami, rozsianymi farmami i już samym Toronto robiły wielkie wrażenie. Niestety nie uniknąłem turbulencji, które były ponoć dość mocne, a przede wszystkim długie. Praktycznie nie odpinaliśmy pasów bezpieczeństwa, a pilot przynajmniej z 5-6 razy informował o strefach silnych turbulencji. Nie fajne przeżycie, nie fajne uczucie, nie polecam zdecydowanie. Mam nadzieję, że w drodze powrotnej będzie lepiej.
Obsługa w samolocie bardzo pomocna i miła (co prawda okazało się, że jedna śliczna stewardesa nie lubi jak się jej robi zdjęcia, ale cóż :P), jedzenie też całkiem w porządku (choć w związku z turbulencjami nie mogli dostarczyć pełnego cateringu). Ogólnie jakiś czas po starcie ciepły posiłek w postaci mięska, ziemniaków i warzywek + zima "płyta" i coś słodkiego. Jako, że mąż mojej sąsiadki nie mógł jeść mięsa to załapałem się na dodatkową porcję kurczaka, która byłą wyjątkowo dobra. Ogólnie najadłem się do syta. Napoje roznoszone co jakiś czas + dostępne za darmo w bufecie przez cały lot. Alkohol za opłatą, ale ceny niewygórowane. Piwko małe 5 pln, czysta 50ml 5 pln, Grants 50 ml 10pln itd. Przed lądowaniem dostaliśmy także całkiem dobre kanapki + batonik.
Także mimo starego samolotu (który mimo to miał całkiem komfortowe siedzenia z dużą ilością miejsca na nogi), obsługa i jedzenie nadrobiła wszystko :)
Lądowanie w Toronto bardzo emocjonujące, zakręt o 180 stopni, nad domami, na wysokości 1 kilometra robi naprawdę niesamowite wrażenie.
Same lotnisko ogromne, można powiedzieć, że małe miasteczko. Takie ilości ludzi, że do odprawy celnej kolejka na 100 osób (dla visitersów, Kanadyjczycy mieli osobną tak samo dużą), ale wszystko szło bardzo sprawnie. Krótka rozmowa z celnikiem, trochę powypytywał, ale generalnie żadnych problemów. Później odebranie bagażu i kolejka do wyjścia (znowu z 50 osób). W końcu znalazłem wyjście i trafiłem na Lolka, który już czekał na lotnisku :)