Kolejny deszczowy dzień w Hamilton. Stwierdzamy jednak, że coś trzeba robić, żeby nie zmarnować całego dnia. Takim oto sposobem wybieramy się na All You Can Sushi - płacisz określoną kwotę (w tym przypadku koło 17 dolarów, gdyż był weekend, tzn. jest trochę drożej) i w pewnym przedziale czasowym, np. półtorej godziny, jeszcze ile zdołasz. Najadłem się sushi za wszystkie czasy! Trzeba jednak uważać, aby nie przesadzić z zamówieniami, gdyż za każdy niezjedzony kawałek sushi płaci się dolara. My oczywiście nie zostawiliśmy nic, choć końcówka była już lekką walką z samym sobą :)
Po sushi skierowaliśmy się do hali Copps Coliseum w Hamilton, na mecz miejscowej drużyny hokejowej - Hamilton Bulldogs. Bardzo ciekawe doświadczenie, sam mecz bardzo emocjonujący, ludzi nie za dużo, ale i tak doświadczenie fajne. Zero agresji, rodziny z dziećmi - coś co w Polsce jest w takim stopniu nie do pomyślenia (wiem, bo chodzę na mecze do młyna i jest lepiej niż lata temu, ale wciąż ciężko tu mówić o pełnym bezpieczeństwie, nawet w najlepszych sektorach). Natomiast nigdy bym nie chciał, aby atmosfera na polskich stadionach wyglądała dokładnie tak samo. ZERO DOPINGU! ZERO. W Polsce na meczach drużyn A klasy jest większy doping i zaangażowanie publiczności niż tutaj na hokeju. Może sprawa ma się inaczej na ważniejszych meczach, w NHL na przykład. Nie wiem, mam nadzieję, że po prostu źle trafiłem :)
Po meczu skoczyliśmy na szybkie piwko do Homegrown, które nieoczekiwanie skończyło się na bardzo fajnym, kameralnym koncercie, którego nie planowaliśmy :)
Powrót ostatnim autobusem na Longwood i możemy powiedzieć, że wycisnęliśmy z dnia tyle ile się dało :)